Dawno temu, mój mąż rzucił hasłem „wyjdź poza swoją strefę komfortu”. Pomyślałam sobie… nie, stop, nic sobie nie pomyślałam. O czym on w ogóle mówi. Nie było tematu. Później zaczęłam zauważać, że to hasło jest coraz bardziej popularne. Pojawiało się w wypowiedziach znajomych, wywiadach. Oswoiłam się z nim, ale nadal nie wgłębiałam się w szczegóły. W ostatnim czasie zaczęłam dyskutować o tym z mężem. Wróciliśmy do tematu, który tak chciał kiedyś ze mną poruszyć, ale najwyraźniej nie byłam wtedy na to gotowa. Dodam jeszcze, że mój mąż śmieje się, że on mi mówi o jakiejś rzeczy, a ja pół roku później zaczynam to robić/lubić/słuchać (tak było np. ze słuchaniem podcastów). Oczywiście uprzednio czytając o danej rzeczy w książce, na blogu, w magazynie. No tak już ze mną jest, muszę przyswoić daną rzecz po swojemu.
Wracając do strefy komfortu. Miałam z tym zawsze ogromny problem. Brak pewności siebie, „nie wychylanie się” i zbytnie przejmowanie się opinią innych. Tak, to cała ja. W związku z tym nie angażowałam się w wiele rzeczy, o których po cichu marzyłam. Bałam się, że nie wyjdzie albo ktoś mnie skrytykuje i to dopiero będzie obciach. O przykładach w życiu codziennym mogłabym napisać książkę. Zaczynając od rozmowy po angielsku z ekspedientem w sklepie spożywczym, po jazdę samochodem w nowym kraju, czy zapisaniu się na bieg uliczny (bo przecież wszyscy już biegają latami). W pewnym momencie już miałam dość, że tak wszystkiego się boję. Kolejny raz Arek prowadzi samochód, bo przecież się spieszymy, a ja na pewno pojadę wolniej. Albo tego zdjęcia nie wrzucę na bloga, bo jeszcze się nie spodoba. Nie mówię o ilości biegów, które mi przepadły, bo przecież tylko się zastanawiałam. Kalendarz zawodów znałam na pamięć i co z tego. W pewnym momencie, już tak mnie to zaczęło denerwować, że postanowiłam coś z tym zrobić. Małymi kroczkami rozpoczęłam wprowadzanie zmian w życie. Założyłam sobie, że codziennie, będę robić coś, co będzie powodowało, że trochę podnosi mi się puls. Coś, co wykracza poza moją bezpieczną strefę. Przykład? Chociażby z samochodem. W tym trochę pomógł mi Arek. Kazał mi jechać samej autem, gdzieś gdzie musiałam być w ciągu 15 minut. Po prostu powiedział, że mnie nie zawiezie. Autobus nie wchodził w grę. Denerwowałam się strasznie, ale po fakcie, jak zobaczyłam, że mój strach był wyimaginowany to poczułam więlką radość. Metodą małych kroczków działałam dalej. Zamówienie kawy po szwedzku, załatwianie spraw w szwedzkim urzędzie (ZAWSZE robił to Arek), praktycznie codziennie starałam się zrobić coś, co wykroczy poza moją komfortową bezpieczną strefę.
Comfort Zone Crusher
Kilka tygodni później trafiłam w internecie na projekt Comfort Zone Crusher. Nie szukałam o tym informacji. Po prostu przeglądając jakąś stronę, rzuciło mi się to w oczy. Wiedziałam, że nie może być to przypadek. W skrócie projekt polega na tym, że w ciągu 7 dni jest do wykonania kilka zadań, które mają na celu wyjście ze swojej bezpiecznej strefy. To wyzwanie dla osób które:
- Chcą przestać przejmować się tym, co inni o nich mówią
- Chcą stać się pewniejsze siebie
- Nie chcą tracić ciekawych doświadczeń w swoim życiu przez strach
- Nie chcą czuć się niepewnie i nerwowo w sytuacjach socjalnych
- Chcą mieć większą łatwość w rozmawianiu z ludźmi i pokonać swoją nieśmiałość
- Chcą zrobić coś szalonego i przełamać szarą codzienność
Coś podświadomie mówiło mi, działaj! Postanowiłam spróbować, mimo wielu obaw.
Wyzwanie „Lie Down”
Połóż się na 30 sekund w zatłoczonym miejscu i zrób zdjęcie swoim stopom.
Wskazówki: Po tym jak się położysz, uspokój oddech. To pomoże Ci się zrelaksować. Jeżeli jest brudno na zewnątrz idź do centrum handlowego. Załóż ręcę za głowę, żeby ludzie widzieli, że się relaksujesz, a nie potrzebujesz pomocy.
Po co: Naucz się przestać przejmować tym co ludzie o Tobie myślą. Tak, niektórzy będą na Ciebie patrzeć, ale nie tak bardzo, jak się tego spodziewasz.
Moje wrażenia: Masakrycznie się wstydziłam! Chyba przez to, że było to pierwsze zadanie. Na wykonanie wybrałam centrum handlowe w godzinach południowych. Przed położeniem się na podłodze, serce biło mi jak przed obroną pracy magisterskiej. Ale idąc w upatrzone miejsce już się cieszyłam, na to co zamierzałam zrobić. 30 sekund zleciało bardzo szybko. Przez cały czas nagrywałam filmik, a po upływie czasu zrobiłam kilka zdjęć. Także leżałam na podłodze koło 40 sekund. Kilka osób zwróciło na mnie uwagę, jedna nawet wyszła ze sklepu i stała ze zdziwioną miną. Jednak nie wywołałam większego poruszenia wśród przechodniów. Po wykonaniu zadania czułam niesamowitą radość, że się odważyłam. Wesołym krokiem poszłam później na zakupy! No dobra, nie przypadkowo wybrałam tą galerię handlową. Znajduje się w niej mój ulubiony sklep z wyposażeniem wnętrz w stylu skandynawskim.
Wyzwanie „Compliment”
Podejdź do dwóch losowo wybranych nieznajomych i spraw im komplement.
Wskazówki: Miej pewność, że zadasz takie pytanie, które nie spowoduje niezręcznej sytuacji. Np. Hej! świetna kurtka. Gdzie ją kupiłeś? To daje możliwość drugiej osobie odpowiedzieć. Dużo ludzi czuje się niekomfortowo jak otrzymuje komplementy.
Po co: Bycie pozytywną osobą, która sprawia, że inni czują się lepiej, jest ważne przy stawaniu się bardziej socjalną osobą. Każdy lubi jak jego ego jest łechtane. Dlatego też nauka, jak to zrobić bez spowodowania niezręcznej ciszy, wcale nie jest taka łatwa.
Moje wrażenia: To zadanie sprawiło mi największą trudność. Chodziłam i szukałam długo odpowiednich osób. Jakoś nie mogłam się przemóc. Chciałam, żeby ten komplement wyszedł naturalnie, więc myślałam z kim by tu zagadać, żeby nie wyszło sztucznie. Na pierwszy ogień poszła młoda dziewczyna pracująca w sklepie. Już wchodząc do tego miejsca rzuciła mi się w oczy. Po kilku chwilach zastanowienia postanowiłam działać. Powiedziałam, że ma piękne rzęsy. Zapytałam jaką metodą są wykonane, doceniłam, że codziennie sama je zakłada. Ja również kiedyś próbowałam, więc wiem, że to nie jest wcale takie łatwe. Rozmowa, wcale nie taka krótka, zakończyła się zdjęciem, zrobionym pod pretekstem pokazania koleżance wspaniałego efektu. Byłam z siebie bardzo dumna. Drugie podejście było w metrze. Wypatrzyłam młodą dziewczynę z zawiązaną apaszką na włosach, tak jak lubię. Poczekałam aż wjedzie po schodach ruchomych i powiedziałam komplement. Okazało się, że nie była sama. Towarzyszyła jej mama. Więc jak zapytałam, czy mogę zrobić jej zdjęcie, Pani wzięła córkę za rękę i powiedziała stanowcze NIE! Trochę głupio się poczułam, no, ale w sumie nie każdy może mieć ochotę, aby obcy człowiek robił mu zdjęcia.
Wyzwanie 3 „Selfie”
Zrób selfie z przypadkowym nieznajomym
Wskazówki: Jeżeli się wstydzisz, powiedz, że jesteś turystą, aby być bardziej przekonującym.
Po co: Będziesz zaskoczony ile osób powie tak i jeszcze będzie im się to podobało. Wszyscy kochają selfie (no może większość).
Moje wrażenia: Zdjęcie poniżej (#nomakeupselfie!) zrobiłam podczas sesji zdjęciowej z moją siostrą. Zauważyłam w parku Pana, turystę, który robił zdjęcia kolegom. Podeszłam i zapytałam, czy mógłby zrobić ze mną selfie. Pan był lekko nieśmiały, zakłopotany całą sytuacją, ale zgodził się. Poprosiłam o uśmiech dla rozładowania napiętej sytuacji, zrobiłam zdjęcie, a następnie uścisnęłam dłoń i podziękowałam, życząc miłego dnia. To zadanie poszło gładko i było przyjemne. Pierwsza osoba, którą wybrałam, zgodziła się, więc zadanie nie sprawiło mi kłopotu.
Wyzwanie „Hands To The Sky”
A co Wy sądzicie o takim wyzwaniu? Może wychodzicie ze swojej strefy komfortu na co dzień i nie potrzebujecie takich zadań? A może chcielibyście spróbować? Jestem ciekawa Waszych opinii i doświadczeń!